1.
Na wąskiej brukowanej uliczce na
przedmieściach Londynu pojawiła się znikąd para ludzi. Niski
krępy mężczyzna o pokrytej zmarszczkami twarzy, ubrany w równie
stary skórzany płaszcz oraz młoda szesnastoletnia
dziewczyna. Nastolatka miała krótkie ścięte ''na pazia''
blond włosy oraz miodowe oczy, ubrana była w czerwoną letnią
sukienkę i dżinsową kurtkę. Była to Odette, która
podążała za swoim przewodnikiem. Mężczyzna czekał
na nią na lotnisku i był odpowiedzialny za to by bezpiecznie
dotarła do szkoły. Dziewczyna ledwo za nim nadążała, ale nie
skarżyła się na głos. Człowiek ten nieco ją przerażał, a
grymas na jego twarzy nie zachęcał do rozpoczęcia rozmowy. Jednak
kiedy po raz trzeci skręcili w prawo, Odette ledwo powstrzymała się
od zadawania pytań. Gdzie są? Ile jeszcze zajmie im droga?
Westchnęła cicho, a mężczyzna obdarzył ją nieodgadnionym
spojrzeniem, więc szybko spuściła wzrok. Ku jej zdumieniu odezwał
się z własnej woli. Miał niski chrapliwy głos, który raz
już usłyszała tego dnia.
- Jeszcze tylko parę minut, więc może
tak z łaski swojej przestałabyś wzdychać, panno Blanchard. Nie
przyzwyczajona jesteś do tak długiej marszruty, co? Wcześniej
przemieszczałaś się pewnie tylko limuzyną, nieprawdaż?
Dziewczyna jedynie zacisnęła zęby i
nie zareagowała na zaczepkę. Nie miała zamiaru zwierzać się byle
komu ze swojego życia. Jednakże komentarz równocześnie
zranił ją i rozbawił. Och, gdyby jej przewodnik wiedział jak
bardzo jego opinia daleka była od prawdy...
Odette faktycznie wywodziła się z
wysoko postawionej rodziny, ale ona nie pamiętała już tych czasów
świetności jej rodu. Urodziła się 21 lipca 1997 roku. Były to
niebezpieczne czasy, kiedy to Czarny Pan ponownie odzyskał siłę.
Jej ojciec zginął nie długo przed końcem wojny. Matka natomiast
umarła kilka lat później z powodu choroby, która
powoli wyniszczała jej ciało i umysł. W ostatnim stadium choroby
nawet nie rozpoznawała swojej córki. Na szczęście miał się
nią kto zaopiekować. Siostra jej ojca, Jeanne przygarnęła ją i
traktowała jak własną córkę. Mimo tego, że ciotka Jeanne
była starsza od jej ojca z pewnością nie była od niego
dojrzalsza. Francuska artystka należała do tych osób, które
robią w życiu co chcą i nie mają zamiaru się ustatkować. Tak
więc, jej ciotka nie miała stałej pracy, ani męża, ani dzieci (
no, nie licząc jej), tylko swoje maleńkie mieszkanko oraz wielką
pasję związaną z malarstwem. Odette poczuła lekkie ukłucie w
sercu. Nie wiedziała jak poradzi sobie bez jej ciągłego wsparcia i
kubka kakao, gdy tylko poczuła się gorzej. Nagle coś wyrwało ją
z zamyślenia. Był to widok ogromnej wiekowej kamienicy o piaskowej
barwie. Tuż nad drzwiami wisiała tabliczka z nazwą szkoły.
- No. Jesteśmy na miejscu- stwierdził
jej przewodnik, niemalże zadowolony i popchnął ją w stronę
drzwi.
Gdy tylko znaleźli się w środku od
razu do jej nozdrzy dotarł wyrazisty zapach starych mebli, pergaminu
i olejku różanego. W Holu panował mrok, świeciła się
jedynie jedna lampka na stoliczku otoczonym miękkimi kanapami i
fotelami. Nagle Odette poczuła przemożną chęć by rzucić się na
nie i odpocząć po tych kilku godzinach podróży.
Zaciekawiona zaczęła przyglądać się ścianom, obklejonym
purpurową tapetą na których wisiało wiele portretów
zapewne dyrektorów czy innych tam ważnych osobistości.
Wszystkie patrzyły na nią z zainteresowaniem, więc zażenowana
spuściła wzrok. Jej przewodnik stanął tuż za nią, wyraźnie
zniecierpliwiony. Chwilę później usłyszeli szybkie kroki i
za moment na korytarzu pojawiła się sylwetka wysokiej szczupłej
młodej nauczycielki o czarnych włosach upiętych w elegancki kok.
Ubrana była w typową szatę czarodziejki, a z jej postawy można
było się domyślić, że jest to osoba poukładana i
najprawdopodobniej zajmowała jakieś ważne stanowisko.
- Witamy, Panno Blanchard w Rivendell
High School- kobieta uśmiechnęła się uprzejmie.- Amadeuszu,
dziękuję ci za twoją pomoc. Jesteś już wolny.
Amadeusz. Odette ledwo powstrzymała
się od tego by nie wybuchnąć śmiechem. Mężczyzna skinął głową
w milczeniu i zostawił je same. Chwilę później one również
opuściły hol.
- Jak zapewne jeszcze nie wiesz nazywam
się profesor Jane Winter i jestem zastępcą dyrektora. Będę cię
również uczyć Zaklęć w zakresie podstawowym.
- A jeśli chciałabym w rozszerzonym?
Nauczycielka ponownie się do niej
uśmiechnęła, tym razem bardziej życzliwie.
- Na razie wszystkie przedmioty
będziesz miała na poziomie podstawowym. Dopiero po miesiącu nauki
twoje umiejętności będą sprawdzone i zobaczymy do czego masz
predyspozycje.
Odette westchnęła. No tak. Ten głupi
test umiejętności. Kiwnęła głową, ale nic nie odpowiedziała.
Profesor Winter kontynuowała swój monolog.
- Rok szkolny rozpoczyna się za dwa
tygodnie, ale spokojnie. Możesz bez problemu przemieszczać się po
całej szkole. Śniadania, obiady i kolacje są o stałych porach.
Tutaj masz wszystkie potrzebne informacje- mówiła podając
jej burą teczkę- Plan Szkoły, karta biblioteczna, lista
podręczników, twój przyszły plan lekcji i jakieś
dodatkowe informacje np. O której są posiłki.
Kiedy tak szły i nauczycielka
pokazywała jej różne miejsca, zastanawiała się jak
to możliwe, że budynek ten był tak ogromny. Kamienica co prawda
robiła wrażenie sporej, ale nie był to zamek jak Hogwart. Gdy
podzieliła się swoimi spostrzeżeniami z profesor Winter, ta
machnęła tylko ręką i odparła, że to wyższy poziom magii z
którym ona, Odette, nie miała jeszcze styczności. Jak tylko
z powrotem znalazły się w holu, dziewczyna spytała o dormitoria.
Nauczycielka uciszyła ją skinieniem głowy i wskazała jej ręką
na stojący przed nimi posąg. Wcześniej Odette nie zwróciła
na niego uwagi. Chociaż naprawdę nie mogła uwierzyć, że coś
takiego umknęło jej uwadze. Był to posąg naturalnych rozmiarów
przedstawiający orła o rozpostartych skrzydłach. Profesor Winter
podeszła do niego bliżej i delikatnie dotknęła jego dziób,
przy czym powiedziała:
- Noctu magis vivit.*
Kiedy to zrobiła posąg odsunął się
ukazując schody prowadzące w dół.
- Prowadzą prosto do dormitorium. Twój
pokój to trzecie drzwi na lewo. Twoje bagaże już tam na
ciebie czekają. Dobranoc, Panno Blanchard.
- Dobranoc – odparła Odette, ale gdy
to zrobiła, zorientowała się, że po nauczycielce nie było już
żadnego śladu.
* Noctu magis vivit - nocą żyje się lepiej
__________________________________________________________________
No i jestem. Po dwóch tygodniach znowu się pojawiam z pierwszym rozdziałem. Mam nadzieję, że drugi pojawi się prędzej. Mam nadzieję, że wezmę się w garść i będę regularnie pisać. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i Ściskam Was mocno.
Honeyed Girl.
No wreszcie się doczekałam! *_* Świetny rozdział <3 Ale trochę krótki :( Choć i tak mi się podobał! :D Odette jest świetna! :D <3 No i w ogóle ten pomysł z inną szkołą jest boski <3 Powodzenia w dalszym pisaniu! :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę *-*
PS u mnie nowy rozdział :)
http://magic-can-do-everything.blogspot.com/
Nom, więc tak. W końcu udało mi się dotrzeć do komputera. xD
OdpowiedzUsuńProlog i rozdział przeczytałam. Czy mi się podobały? Bardzo.
Odette wydaje mi się bardzo interesującą postacią, choć póki co trudno to do końca stwierdzić, ale pierwsze wrażenie robi bardzo dobre.
Prolog był taki... hmmm aż trudno stwierdzić. Złapał mnie za serce. Może tak powiem, a i zrobiło mi się dziewczyny trochę żal.
Pierwszy rozdział cudowny. Po prostu piękny *.* Świetny opis szkoły, a swoją drogę jest ona bardzo ładna (przynajmniej w mojej wyobraźni).
Jestem bardzo ciekawa jak akcja potoczy się dalej, ale nie zostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział.
Życzę duuuuuuużo weny i żebyś szybko dodała rozdział małpo ;p
Pozdrawiam
~Ryann Black