3.
Siedziba Bractwa Białego Kruka
znajdowała się pod Londynem. Była to niewielka posiadłość,
której czasy świetności dawno już zostały zapomniane.
Kiedy Arnold teleportował się do niej, panował już zmrok. Budynek
wyglądał na totalnie opustoszały, a w rezydencji nie świeciły
się żadne światła. Gdy zapukał do ogromnych dębowych drzwi
odpowiedziała mu głucha cisza. Po chwili usłyszał skrzypienie
starej drewnianej podłogi, ktoś znajdował się w środku. Drzwi
otworzyły się i ujrzał w nich pomarszczoną twarz Amadeusza na
której zakwitł ironiczny uśmieszek.
- Och, witaj skrzacie. Dawno się nie
widzieliśmy, nieprawdaż?
Skrzat domowy odchrząknął.
- Witaj. Cóż minęło już
osiem lat...
- Wchodź zanim ktokolwiek nas zobaczy-
zbeształ go Amadeusz.
Arnold kiwnął głową i posłusznie
wszedł za nim do środka.
~
Odette spałaby znacznie
dłużej, gdyby nie to, że ktoś uporczywie łomotał do jej drzwi.
Niezadowolona zaciskała coraz mocniej powieki, ale i tak wiedziała,
że już nie zaśnie. Ta osoba najwyraźniej nie miała zamiaru
przestawać utrudniać jej życia. Zwlokła się więc powoli z
łóżka, założyła swój błękitny pluszowy szlafrok
i otworzyła drzwi. Stała w nich niewysoka koścista dziewczyna o
kasztanowych sterczących w każdą stronę włosach. Kiedy ją
ujrzała na jej twarzy zakwitł szeroki uśmiech, który ukazał
jej nierówny zgryz, nie wzbudził on jednak sympatii. Raczej
pewien rodzaj politowania.
- No już myślałam, że
cię nie dobudzę. Stoję tu i stoję już chyba od pół
godziny.
Na twarzy Odette pojawił
się lekki grymas, który z trudem zamaskowała. Dziewczyna ta
nie wykazywała żadnej skruchy, raczej cieszyła się, że właśnie
jej przeszkodziła.
- Ach, tak? A ty jesteś...?
- Martina- odrzekła
natychmiast.- Martina Adams. Twoja nowa współlokatorka.
Profesor Winter nie wspominała, że dzisiaj się pojawię?
- Nie.
Nauczycielki nie widziała
od czasu ich pierwszej rozmowy, a wtedy pewnie nie wiedziała jeszcze
kogo do niej dokwaterują.
- Aha- dopiero teraz
dziewczyna nieco się zawahała.- To mogę wejść?
- Jasne- Odette otworzyła
szerzej drzwi i wpuściła Martinę do środka.- Wybacz, jeszcze
śpię.
Jej nowa współlokatorka
ponownie się uśmiechnęła, tym razem przepraszająco.
- Przepraszam, że cię
obudziłam.
Odette machnęła
bagatelizująco ręką i uśmiechnęła się krzywo.
- Chyba powinnam się już
powoli przyzwyczajać do wczesnego wstawania, czyż nie?
Martina rzuciła swój
plecak na zaścielone łóżko i z zaciekawieniem rozejrzała
się po pokoju.
- Nie jest zbyt wielki-
odezwała się Odette.- Ale na nas dwie powinien wystarczyć.
Brunetka obdarzyła ją
radosnym uśmiechem, a ona ponownie ledwo powstrzymała się przed
grymasem. Dziwne, zazwyczaj pozytywne osoby budziły w niej sympatię.
Ona sama była raczej wiecznie uśmiechniętą optymistką, ale
Martina wzbudzała w niej jedynie coś w rodzaju litości.
- Jest w porządku-
potwierdziła jej nowa koleżanka- Mieszkałam w takim pokoju z moimi
trzema siostrami, więc teraz to naprawdę świetne warunki.
Odette zaskoczona uniosła
wzrok. Trzy siostry? Cóż ona nie znała takiego życia. Ona,
jedynaczka. Z pewnością nie było jej z nimi łatwo. Nie powinna
była jej za wcześnie oceniać. Musi postarać się ją polubić. W
końcu będą współlokatorkami przynajmniej przez jeden
rok...
- Nie masz może ochoty się
przejść pozwiedzać szkoły? A po drodze wpadłybyśmy jeszcze na
stołówkę. Nie jadłam jeszcze śniadania...
Martina znowu się
uśmiechnęła. Przez moment Odette zastanowiła się czy ta
dziewczyna kiedykolwiek przestaje to robić.
- Miałam nadzieję, że to
zaproponujesz.
~
Kiedy weszły na stołówkę
Odette zaskoczyła ilość znajdujących się tam ludzi. Cóż,
rozpoczęcie roku szkolnego zbliżało się wielkimi krokami.
Pozostały jeszcze jedynie dwa dni wakacji. Stołówka w
Rivendell nie różniła się specjalnie od zwykłej mugolskiej
stołówki. Na sali stało wiele małych stoliczków
zastawionych ogromną ilością jedzenia. Na końcu pomieszczenia
stał jeden dłuższy stół nauczycielski. Już miały zająć
najbliższe wolne miejsca, gdy nagle Odette usłyszała, że ktoś
woła ją z drugiego końca sali i macha do niej zachęcająco.
- Odette! Detty!Dołącz do
nas!
Dziewczyna uśmiechnęła
się szeroko. Od razu rozpoznała tego chłopaka. Był to Richard
Harris, który wraz z nią uczęszczał do szkoły w Paryżu.
Była to jedna z tych osób, których po prostu nie dało
się nie lubić. Richard był wiecznie roztrzepany i za to wszyscy go
kochali. A na dodatek był taki przystojny... Miał piękne orzechowe
włosy i oczy. Ubrany był w sprane dżinsy i zieloną koszulkę. Bez
namysłu ruszyła w jego stronę, a za nią posłuszna Martina.
Dopiero gdy zbliżyły się do tamtego stolika Odette zauważyła, że
Richard nie siedzi tam sam. Tuż obok niego siedział Keith Rogers za
którym zbytnio nie przepadała. Zresztą ta niechęć wydawała
się jak dotąd odwzajemniana. Keith również uczęszczał
wraz z nią i Richardem do szkoły, ale miała pewne powody by budził
w niej niechęć. Ku jej zdumieniu na jej widok uśmiechnął się
lekko.
- Cześć chłopaki. Możemy
się dosiąść?- spytała patrząc rozbawiona jak Harris z trudem
przełyka jedzenie by się odezwać.
- Jasne- Keith przesunął
się by zrobić jej miejsce.- A kim jest twoja znajoma?
- To Martina. Moja nowa
współlokatorka. Martina, to jest Keith, a to Richard. Nigdy
nie proś ich o pomoc w pracy domowej, bo sami i tak nie odrobią.
Jej nowa koleżanka
uśmiechnęła się pod nosem, a Richard nie przejmując się już
tym, że ma w buzi jedzenie, zaczął się bronić.
- Ej, to nie fair. Cóż
to za karygodna potwarz.
- To prawda, już od samego
początku buntujesz naszą nową koleżankę przeciwko nam- Keith
mrugnął do niej również rozbawiony.
Odette momentalnie przestała
się uśmiechać. Nie miała zamiaru być miła dla tego człowieka,
nie po tym co zrobił. Widząc jej reakcję Keith również
spochmurniał i nie odzywał się już do końca śniadania.
~
Po południu umówiła
się wraz z Gallerys w nowo otwartej kawiarence na Pokątnej.
Nazywała się Aelin. Jej przyjaciółka zatrudniła się tam
na pół etatu, więc kiedy Odette weszła do środka ujrzała
ją stojącą za ladą, ubraną w błękitny fartuszek. Widząc ją
uśmiechnęła się lekko i wskazała jej by usiadła, gdyż do końca
jej zmiany pozostało jeszcze parę minut. Zajęła miejsce tuż przy
oknie z widokiem na Pokątną, która powoli pustoszała.
Odette westchnęła i wygodniej rozłożyła się na fotelu, znudzona
zaczęła przeglądać menu. I tak wiedziała co zamówi. Jej
życie nie miało sensu bez jednej caffe latte dziennie. Nagle do
kawiarenki weszła trójka dziewczyn, a ona uniosła wzrok
zaciekawiona. Już dzisiaj wcześniej jej mignęły. Była prawie
pewna, że one również będą chodzić z nią do szkoły.
Jedna z nich miała długie ognistorude włosy i ubrana była w
dżinsową kurtkę do której przyszyto wiele naszywek z
nazwami zespołów o jakich Odette nawet nie słyszała. Druga
miała krótkie brązowe kręcone włosy i była najniższa z
nich trzech, podobnie jak pierwsza również ubrana była cała
na czarno. Trzecia miała rozwiane blond włosy i z całą pewnością
wyglądała najbardziej dziewczęco z całej grupki. Nagle jakby
wyczuła, że ktoś się jej przygląda, uniosła wzrok i obdarzyła
ją stalowym spojrzeniem jej błękitnych tęczówek. Wtedy też
stanęła przed nią Gallerys i zasłoniła stojące przy ladzie
dziewczyny.
- Jestem już wolna-
oznajmiła Gallerys i usiadła naprzeciwko niej.- Zamówiłam
nam to co zawsze.
- To świetnie. Jak tam?
Zadomowiłaś się już w tej swojej szkółci?
Gallerys wzruszyła
ramionami.
- Rok szkolny jeszcze się
nie zaczął. Ale przedmioty jak historia sztuki, malarstwo...Wprost
nie mogę się doczekać.
Odette uśmiechnęła się
pod nosem. Wiedziała jak jej przyjaciółka jest
podekscytowana, ale jak zwykle starała się zamaskować swoje
emocje. Elfy już takie były. Chłodne, opanowane, trzymające
innych na dystans. Gallerys jednak różniła się od swojej
rasy. Była bardziej uczuciowa, bardziej wrażliwa na piękno, co
często doprowadzało do konfliktów z jej ojcem, seniorem
rodu.
- Rozmawiałaś ostatnio ze
swoim tatą?
Na twarzy elfki pojawił się
lekki grymas.
- Rozmawialiśmy. Jak
przyjechałam. A co u Jeanne?
Gallerys zawsze uwielbiała
jej ciotkę.
- W porządku. Sprzedała
właśnie jakiś nowy obraz.
- To wspaniale! „Motyla“
czy „Dziecko Jesieni“?
- Nie mam bladego pojęcia-
przyznała rozbawiona, a elfka zrobiła zawiedzioną minę.
- Nigdy nie zrozumiem jak
możesz być taka niewrażliwa na sztukę.
Odette odetchnęła głęboko
po czym ponownie się odezwała.
- Muszę ci coś powiedzieć.
Gallerys spojrzała na nią
uważnie.
- Co się stało?
- Wiedziałaś, że Keith
Rogers również dostał się do Rivendell?
Twarz elfki nie drgnęła,
ale Odette wiedziała, że w środku aż się w niej gotuje.
- Nie, nie wiedziałam.
Widziałaś go dzisiaj?
- Tak. Zmuszona byłam zjeść
z nim śniadanie.
- Współczuję-
Gallerys uśmiechnęła się krzywo.
Więcej nie poruszały tego
tematu do końca dnia.
~
Kiedy dotarli na miejsce
Amadeusz posadził Arnolda na wysokim krześle obitym czarną skórą
i nakazał mu czekać. Sam stanął koło drzwi i nie odezwał się
już ani słowem. Obydwoje czekali aż na sali pojawi się Rada
Najwyższa. Nagle jedyne światło, które paliło się w
pomieszczeniu zgasło i zapanowała całkowita ciemność. Minęła
parę chwil, a w pokoju ponownie zrobiło się jasno. Wtedy też
Arnold ujrzał, że w pomieszczeniu pojawiły się nowe osoby. Były
to trzy zakapturzone postacie. To one tworzyły Radę Najwyższą
Bractwa Białego Kruka. Ubrani byli w białe szaty, a ich twarze
pozostawały zasłonięte przez kaptury.
- Witaj, Arnoldzie. Już od
dawna czekaliśmy na ciebie- odezwał się pierwszy z nich. Jego głos
był głęboki i z całą pewnością należał do mężczyzny.
- Naprawdę? Cóż
doprawdy zaczyna mnie to coraz bardziej zadziwiać...
- Jesteś już stary,
Arnoldzie. Stary i bardzo inteligentny jak na skrzata domowego. Chyba
nie sądziłeś, że damy dziewczynie spokój? Zwłaszcza po
tym czego dokonała już jako małe dziecko.
- Nie sądziłem- przyznał
skrzat domowy.- Ale jej matka do samego końca wzbraniała się przed
wami. To o czymś świadczy, czyż nie?
- Jak na skrzata domowego
strasznie się z nami spoufalasz- prychnęła druga postać o
skrzekliwym głosie, który mógł należeć zarówno
do kobiety jak i do mężczyzny.
- Moja pani wychowała mnie
na wolnego skrzata. Jak widzisz mam na sobie normalne ubranie- Arnold
wypiął z dumą swoją maleńką pierś.
- I co się z nią stało?
Przez to, że nas nie posłuchała? Przez to, że była uparta? Nie
żyje. Zabiła ją jej własna córka- kontynuowała druga
postać.
- Ona niczego nie pamięta!
Przecież zmodyfikowaliście jej pamięć- zawył skrzat.
- To prawda, ale to nie
zmywa z niej popełnionych win- rzekła pierwsza postać.
Trzeci zakapturzony członek
Rady Najwyższej nadal milczał.
- Była jeszcze dzieckiem!
Nie kontrolowała swoich mocy!
- I nadal tego nie robi-
odezwał się nagle Amadeusz.- Z łatwością można wyczuć bijącą
od niej energię. Nadal jest zagrożeniem. Musimy się jej pozbyć.
Arnold spojrzał błagalnie
na zakapturzoną trójkę.
- Nie możemy tego zrobić,
dobrze o tym wiesz, Amadeuszu- odezwała się pierwsza postać.- Może
być nam jeszcze potrzebna.
Skrzat domowy westchnął i
spuścił głowę. Martwił się o to dziecko coraz bardziej. Nagle
poczuł, że ktoś delikatnie obejmuje jego dłonie. Była to trzecia
zakapturzona postać.
- Nie martw się skrzacie-
odezwała się melodyjnym kobiecym głosem.- Postaramy się nie
zrobić jej krzywdy. Jest Białym Krukiem, nową nadzieją tego
świata.
__________________________________________________
Tadaaam! Jest trzeci rozdział! Dłuższy niż poprzedni. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Osobiście już kocham Richarda ^^. A wy co sądzicie? Czekam na Wasze komentarze. Pozytywne i negatywne. Za pół godzinki odświeżę zakładkę Bohaterów więc możecie tam później zajrzeć...
Ściskam Was,
Honeyed Girl.
Fajny rozdział, przyjemnie się czyta. Brakuje mi tylko tej genialnej damulki xD
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na dalszy ciąg. Relacje między bohaterami zapowiadają się bardzo ciekawie. I Arnold. O taaaaak. :3
OdpowiedzUsuńNo, no, no... :D Zaczynają się zawiłe tajemnice, podoba mi się to :D Rozdział świetny <3 Czekam na więcej! :* Ciekawe, czemu Odette i Keith nie darzą się sympatią... No i chciałabym bardziej poznać Martinę! No i jeszcze Arnold i "Biały Kruk". Myślę, że odegrają jakąś rolę w najbliższym czasie :)
OdpowiedzUsuńA teraz lecę się uczyć :)
Pozdrawiam i życzę weny! :*